Wierszowianki
Wierszowianki
Od dnia jak jestem na emeryturze
Od czasu do czasu myślami się zanurzę
We wspomnieniach jak pod ziemią pracowałem
W zaszczytnym zawodzie górnika startowałem
Było to w 1950 roku w jesienny pochmurny wtorek
Jak po raz pierwszy na kopalni „Wieczorek”
Na poziom 350 m z nauczycielem zawodu zjechałem
Zajęcia praktyczne w polu szkoleniowym odbywałem.
Uczęszczałem wtedy do 3-letniego Gimnazjum Górniczego
Mieliśmy cztery dni w tygodniu wykłady teoretyczne
A w dwa pozostałe zajęcia praktyczne
W polu szkoleniowym do transportu poziomego
Zatrudnialiśmy konia doskonale wyszkolonego
Codziennie przed zjazdem załogi w klatce był opuszczany
A na koniec dniówki na powierzchnię wyciągany
Dostarczał do przodków wozy puste i z materiałami
Pod szyb pełne urobku węgla z kamieniami.
Kasztan, bo tak nasz koń był wołany
Mieszkał w Giszowcu tam był zameldowany
Z Giszowca do szybu Puławski – zjazdowego
Dzieliła odległość około dwukilometrowego
Odcinka drogi, którą codziennie stępem pokonywał
Znał znaki drogowe, na skrzyżowaniach się zatrzymywał
Spojrzał w lewo, w prawo i lewo jeszcze raz
Nie spieszył się zawsze miał czas
Na przestrzeganie przepisów ruchu drogowego
Dla zapewnienia bezpieczeństwa własnego.
22. 11. 2005 r.