Wierszowianki
Wierszowianki
Górnik mo przesrane życie
bo połowa jego lepszo.
Budzi dziennie go ło świcie
i na szychta go wypiepszo.
Przed tym w czółko do mu dziuba,
w drodze ptoszek mu tralala,
a jak wlezie już na gruba
to go sztajger łopierdala.
Łoblykajom go jak króla,
wszystko dajom prawie nowe:
arbajtancug i koszula,
dwie fuzlapy flanelowe,
rękawice i kufaja,
boty, batki, kalesony,
by klejnoty czyli jaja
zawsze sprawne miał dla żony.
Jak oblecze sie chłopina
to na koniec na łeb wcisko
pół pończochy na czupryna
taszenlampa i hełmisko.
W łepetynie mu szelento,
kiej na szychta się tak stroi,
że jak wdzieje już homonto
to jak rycerz je we zbroji.
Tam przy szybie czeko szola,
sztajger mu do ucha szczeko,
jako ważno łon mo rola
bo ojczyzna wągla czeko.
Mo królewskie górnik żarcie,
jak umyje w łaźni dupa,
bo serwujom mu we karcie
czorno kawa i flaps zupa.
Czyto prasa, mo kontakty,
bo śniodanie dziynnie żona
to pakuje mu we fakty
i to zawsze w pierwszo strona.
Jak na wągel sprzedo kartka -
swoji ślubnyi kupi róże,
to mu ślubna fundnie ćwiatka
I deputat do w naturze.
Po robocie leży bykiem,
abo piwo z kufla żłopie.
Jak to dobrze być górnikiem -
ale ino na urlopie.